Zacznę dosyć prozaicznie - iMac jest wielki. Miałem niejednokrotnie okazję korzystać z tej 27-calowej bestią firmy Apple, ale dopiero gdy komputer ten usadowił się na moim własnym biurku, zdałem sobie sprawę z jego rozmiarów. MacBook z ekranem 13-calowym wygląda przy największym iMacu jak zabawka. Zresztą, przy tym komputerze niemal wszystko wydaje się małe. Całe szczęście do wielkości tego cacka szybko się przyzwyczajamy i ma się uczucie, jakby ktoś oswobodził nas od ograniczeń, na jakie skazują śmiesznie małe (z punktu widzenia iMaca) wyświetlacze MacBooków.

Wygląd, jakość wykonania, design

iMac to dla mnie najlepsze wprowadzenie w życie minimalistycznych idei Apple. Miejsce pracy złożone z tego komputera stworzonego w myśl koncepcji all-in-one, bezprzewodowej klawiatury i Magic Mouse (możliwość zmiany na Magic Trackpad) wygląda genialnie. Zwłaszcza, że widoczny jest tylko jeden przewód - ten od zasilania iMaca. Jakość wykonania, jak zwykle w przypadku Apple, jest nienaganna. Stosowany przez firmę od kilku lat styl Unibody sprawdza się w przypadku tego urządzenia doskonale, zapewniając design, który w moim mniemaniu dobrze zniesie próbę czasu. Stopka podtrzymująca całą konstrukcję jest nadzwyczaj solidna. Posiada specjalną warstwę od dołu, dzięki której pewnie trzyma się podłoża. Poza tym, to właśnie stopce zawdzięczamy ten niepowtarzalny wygląd. Jedna uwaga odnośnie mobilności - iMac 27” jest strasznie ciężki (13,8 kg), więc jego przenoszenie jest niemałą udręką. Nie uznaję tego jednak jako wady, ponieważ jest to komputer stacjonarny.

Przód iMaca to w dużej mierze szkło chroniące ekran. Czarna ramka wokół wyświetlacza co prawda mogłaby być trochę cieńsza, ale nie zmienia to faktu, że komputer ten swoim frontem robi wrażenie (szczególnie, gdy jest włączony). Tylna część obudowy jest opanowana przez delikatne łuki, za sprawą których iMac wydaje się smuklejszy niż jest w rzeczywistości. U dołu obudowy widoczne są otworki głośników. Co ciekawe, tylko tam widoczne są jakiekolwiek śrubki. Generalnie uważam, że projektanci Apple spisali się na szóstkę - design iMaca jest tyleż piękny, co oczywisty. Takie stwierdzenie jest chyba największym komplementem, jaki można w tej kwestii powiedzieć.

Wyświetlacz i kamerka FaceTime HD

Ekran jest tutaj daniem głównym. Spodziewałem się, że 27 cali to za dużo. Myślałem, że 21,5 cala przekątnej wyświetlacza mniejszego iMaca to aż nadto. Myliłem się. Po pewnym czasie spędzonym w towarzystwie tego komputera mogę śmiało stwierdzić, że jego ekran zakrawa o tytuł dzieła sztuki w swojej kategorii. Duża w tym zasługa ogromnej rozdzielczości 2560-na-1440 pikseli. Sprawia ona, że skala wyświetlanych obrazów jest przybliżona do tej z jaką mam do czynienia w przypadku 15-calowego MacBooka Pro (1440-na-900). Krótko mówiąc oznacza to, że na ekranie iMaca może zmieścić się np. blisko dwa razy więcej okien programów (przy czym ich wielkość i rozmiar czcionek pozostaje taka sama).

Wymusza to zupełnie inne podejście. O ile dotychczas byłem przyzwyczajony do tego, że w polu widzenia mam prawie cały ekran, tak z wyświetlacza iMaca korzystam jak ze „ściany”. W danym momencie patrzę tylko na jego fragment. Dla przykładu, przeglądarka Safari ustawiona na szerokość naszej strony internetowej zajmuje niewiele ponad 1/3 przestrzeni biurka. Gdy więc korzystam z tego programu, patrzę tylko na tę część. Zaręczam, że bardzo szybko taka obsługa staje się całkowicie naturalna. Co więcej, ciężko jest się z powrotem przyzwyczaić do mniejszej powierzchni pracy.

Tak jak w przypadku innych Maców, także i ten ma pokrycie ekranu typu glossy. Niechęć wielu użytkowników do tego rozwiązania wynika z dużej tendencji zewnętrznego szkła do stawania się swego rodzaju lustrem w warunkach dużego naświetlenia. Wydawać by się mogło, że w przypadku tak wielkiego ekranu wspomniany efekt lustra będzie jeszcze bardziej doskwierał. Okazuje się jednak, że wcale tak nie jest. Owszem, da się zauważyć odbicie samego siebie (zwłaszcza w czarnej ramce), jednak nie jest ono tak dostrzegalne, jak np. w MacBooku. Duży wpływ na taki stan rzeczy ma bardzo duża jasność wyświetlacza - 375 cd/m2. Poza tym nie przenosimy komputera z miejsca na miejsce jak laptopa, wystarczy więc postawić go w takiej pozycji by nie odbijał światła wpadającego przez okno.

Kolory są żywe, silnie nasycone, ciepłe. Kąt widzenia zachwyca we wszystkich płaszczyznach (co jest bardzo istotne w przypadku tak dużej przekątnej). Prawdę mówiąc, ekran ten przypomina mi pod wieloma względami wyświetlacze Retina, znane z urządzeń platformy iOS. Tak duża rozdzielczość sprawia, że w normalnym użytkowaniu piksele są niedostrzegalne. Nawet przyglądając się z bliska ciężko jest je zauważyć. Niejednokrotnie korzystając z iMaca miałem wrażenie, że nie patrzę na ekran, lecz na jakąś tablicę, wykorzystującą technologię e-ink. Jakość jest naprawdę aż tak dobra. Z tego miejsca chcę też zaznaczyć, że testowany przeze mnie model nie posiadał żadnych wad fabrycznych ekranu, o których głośno było przy okazji ostatnich generacji tego komputera. Nie możemy jednak ręczyć, że ta znana przypadłość nie dotyka pojedynczych egzemplarzy, nie używaliśmy też iMaca wystarczająco długo by stwierdzić, że problemy z plamami na wyświetlaczu nie pojawią się później.

Najnowszy iMac posiada kamerkę FaceTime HD, która potrafi rejestrować wideo w rozdzielczości HD. Spełnia ona swoje zadanie zwłaszcza przy telekonferencjach. W zasadzie dużo więcej napisać o niej nie mogę - jakość nie jest specjalnie zachwycająca, niemniej lepsza matryca kamery to dobra zmiana, gdyż wielki ekran iMaca kiepsko znosi "pikselozę".

Klawiatura oraz Magic Mouse

W pudełku oprócz iMaca znalazłem dobrze nam znaną bezprzewodową klawiaturę firmy Apple (bez części numerycznej) oraz myszkę Magic Mouse. Oba te akcesoria stylowo komponują się z komputerem, dopełniając jego minimalistyczny wizerunek. Klawiatura to stosowana od lat w Macach konstrukcja. Do ideału moim zdaniem brakuje jej tylko wbudowanego podświetlenia - przyzwyczajenie z MacBooków robi swoje. Natomiast Magic Mouse jest znacznie bardziej kontrowersyjna. Jedni ją kochają, drudzy nienawidzą. Z tą myszką jest prawie tak, jak z Lady Gagą. Ja osobiście należę do grona zwolenników tej „magii”, chociaż nie mogę nie zwrócić uwagi na jej nie do końca ergonomiczny kształt. Inną denerwującą sprawą jest jej głośne klikanie. Cóż, nawet jeżeli ktoś nigdy nie zdoła polubić tej myszki, nie jest to specjalny problem - wystarczy ją sprzedać, a za uzyskane w ten sposób pieniądze zakupić innego „gryzonia”. Można też zamiast niej wybrać Magic Trackpada.

Głośniki

Wiele się nie spodziewałem w tej kwestii i za wiele też nie otrzymałem. Niemniej ogółem rzecz biorąc pozytywnie oceniam wbudowane głośniki iMaca (stereofoniczne, dwa wzmacniacze o mocy 17 W). Są dosyć głośne, w ogóle nie trzeszczą, basy są przynajmniej delikatnie odczuwalne (w odróżnieniu od głośników w MacBookach), a tony wysokie stosunkowo czyste. Jedynie ogólny podźwięk jest dziwny, nienaturalny. Trochę pusty i przytłumiony, tak jakby coś dzieliło nas od samych głośników. Być może wynika to z usytuowania głośników, które znajdują się na spodzie obudowy. Nie mogę też pozbyć się wrażenia, że iMac zasługuje na lepszy dźwięk. W końcu na takim ekranie możemy sobie urządzić maratony filmowe, ale niestety sam świetny obraz bez wsparcia w postaci solidnego dźwięku nic nie zdziała. Jeśli więc planujecie używać tego iMaca jako domowe centrum multimedialne, inwestycja w porządny, zewnętrzny sprzęt audio jest nieunikniona. Dodam jeszcze tylko, że słuchawki nie najlepiej pasują do 27-calowego iMaca - wyjście audio jest umieszczone z tyłu obudowy, a sam kabel słuchawek psuje uczucie swobody podczas pracy z tym komputerem.

Łączność

Zacznę od tego, co złe. Wszystkie złącza umieszczono z tyłu. Stwierdzając tylko, że jest to niepraktyczne rozwiązanie, jestem naprawdę miły. Szczególnie przeszkadza to w przypadku portów USB, z których korzysta się przecież niemal każdego dnia. Jako posiadacze tego komputera będziecie więc często „na ślepo” celowali w tył obudowy bądź też kręcili całym iMakiem, a trzeba mieć na uwadze, że to wielkie monstrum nie jest lekkie. Po jakimś czasie pewnie, tak jak ja, zdecydujecie się już nie wypinać często używanego kabla, ale takie rozwiązanie jest dla mnie tylko półśrodkiem.

iMac posiada następujący zestaw złącz: wyjście i wejście audio, cztery porty USB 2.0, jeden port FireWire 800, jeden port Gigabit Ethernet i aż dwa zupełnie nowe porty Thunderbolt (z obsługą Mini DisplayPort). O tym ostatnim zapewne już wiele czytaliście, ja przypomnę tylko dwa najważniejsze fakty - transfer do 10 Gb/s oraz prawie całkowity brak produktów wspierających tę technologię. Thunderbolt jest aktualnie równie przydatny, co port podczerwieni w dzisiejszych komórkach. Miejmy nadzieję, że w przyszłości się to zmieni, chętnie widziałbym jakieś dobre zewnętrzne dyski współpracujące z tą technologią.

Oprócz tego, po prawej stronie znajdujemy szczelinowy napęd SuperDrive oraz gniazdo kart SDXC. Bezprzewodową łączność zapewnia Bluetooth, Wi-Fi w standardzie 802.11n oraz odbiornik podczerwieni.

Wydajność

Pod względem mocy obliczeniowej najnowszy 27-calowy iMac prezentuje się więcej niż dobrze. Pod jego stylową, aluminiową obudową znajduje się czterordzeniowy procesor z najnowszej linii Sandy Bridge (Intel Core i5-2500S o taktowaniu 2,7 GHz). Za grafikę odpowiada układ AMD Radeon HD 6770M z dedykowaną pamięcią 512 MB. Ponadto komputer jest wspomagany przez 4 GB pamięci RAM. Niemały wpływ na osiągi ma również szybki (i duży - 1 TB) dysk twardy, który może pochwalić się 7200 obrotami/min. Efekt nie mógł być inny niż wprost rewelacyjny. Dość powiedzieć, że nie udało mi się w normalnym użytkowaniu, na które składa się Safari, iTunes, komunikator, Mail i parę innych programów, ani na chwilę spowolnić tego kolosa.

Przeglądarka Safari z otwartymi trzydziestoma stronami nie zrobiła żadnego wrażenia na testowanym iMacu. Nie odczułem chociażby najmniejszego spowolnienia w przewijaniu witryn tudzież animacji wszechobecnych reklam. Postanowiłem więc odpalić kilka innych programów. Dalej nic. Nie miałem zamiaru się poddawać - w końcu kiedyś musi się zacząć przycinać. Po krótkim czasie zorientowałem się, że miałem włączonych blisko 20 aplikacji, w tym wciąż wspomniane Safari z trzydziestoma aktywnymi kartami. Tymczasem iMac pozostawał niewzruszony. Wciąż reagował na polecenia bez chwili zawahania. Poziom aktywności procesora sięgał raptem kilku procent. Wiatraczki chłodzące wciąż w okolicach 1000 obrotów/min. Temperatura żadnego z podzespołów nie miała zamiaru przekroczyć nawet 50 stopni Celcjusza. Jedynie pamięć RAM zniosła ten eksperyment trochę gorzej, zapełniając się w około 50 procentach. Robi wrażenie, prawda?

W Geekbench 2 testowany iMac osiągnął 8865 punktów. To sporo mniej niż najmocniejszy MacBook Pro ostatniej generacji, którego mieliśmy okazję testować jakiś czas temu. Ja jednak zupełnie nie zgadzam się z „opinią” Geekbencha. Owszem, MacBook Pro był niesamowicie szybki, ale iMac najzwyczajniej go przewyższa. Myślę, że wynika to ze specyfiki komputera stacjonarnego oraz dużo szybszego dysku twardego. Zresztą na potwierdzenie tego mam rezultat testu, polegającego na imporcie pliku wideo w rozdzielczości 1080p do iMovie - iMacowi proces ten zajął 6 minut i 11 sekund, gdzie w przypadku 15-calowego laptopa firmy Apple czas ten wyniósł 7 minut i 15 sekund. Podobnie, próba kompresji danych wypadła pomyślnie dla iMaca - wynik 29,1 sekundy dla pliku wideo, zajmującego 634,5 MB jest imponujący. Kończąc temat cyferek, dodam tylko, że pełny reboot zajął temu komputerowi 26,2 sekundy.

iMac niemal w każdym programie spisuje się znakomicie. Edycja filmu HD w iMovie to dla niego chleb powszedni. Aperture działa bez chwili zastanowienia, GarageBand wprost śmiga, a odtwarzanie kilku filmików HD (1080p) w QuickTime Player wcale go nie spowalnia. Taka moc obliczeniowa i wspaniały ekran sprawia, że praca z każdą aplikacją to prawdziwa przyjemność. Mogę śmiało stwierdzić, że mało który profesjonalny użytkownik będzie niezadowolony z wydajności tego iMaca (pomijając osoby, dla których wystarczającą moc zapewni dopiero dużo droższy Mac Pro).

Cała reszta

Podzielę się tutaj kilkoma moimi spostrzeżeniami i uwagami. Po pierwsze, co już niejednokrotnie zaznaczałem, iMac 27” jest naprawdę duży. Sprawia to, że potrzebuje sporo miejsca. Niektóre biurka mogą okazać się niewystarczające dla tego komputera. Co więcej, iMaca nie da się za bardzo przybliżyć do ściany za miejscem pracy - uniemożliwia to stopka. Poza tym, kabel od zasilania jest zadziwiająco krótki - trzeba to wziąć pod uwagę, gdyż paskudny przedłużacz nie najlepiej komponuje się ze sprzętem Apple.

iMac jest zadziwiająco cichy, gdy jest włączony. Trzy wbudowane wiatraczki chłodzące wydają delikatny szmer, który nie denerwuje nawet po kilku godzinach pracy. Jest niewiele głośniejszy niż 15-calowy MacBook Pro. Czasem jedynie da się usłyszeć pracę dysku twardego, szczególnie tuż po „wybudzeniu” komputera. W tym czasie też iMac jest trochę ospały i dopiero po chwili powraca jego normalna wydajność.

27-calowy ekran pokryty szkłem to magnes na kurz. Już po kilku godzinach od wyjęciu z pudełka różnego rodzaju pyłki zadomowiły się na pokryciu glossy. Równie łatwo wyświetlacz łapie odciski palców. Może się to wydawać mało istotne (przecież nie jest to ekran dotykowy), ale zauważyć trzeba, że czarna ramka dochodzi do samego brzegu obudowy - przy zmianie kąta nachylenia ekranu (którego zakres a propos powinien zadowolić zarówno niższych, jak i wyższych użytkowników) ciężko uniknąć jej opalcowania. Ostatnią rzeczą, która nie przypadła mi do gustu jest umiejscowienie włącznika na tyle obudowy - nie tylko sprawia to, że czasem niełatwo jest go znaleźć, ale również przypadkowe jego wciśnięcie podczas wspomnianego już ustawiania kąta nachylenia zdarzało mi się dość często.

Podsumowanie

iMac jest potwierdzeniem tego, że matryca nigdy nie może mieć za dużo cali po przekątnej - większy ekran to najzwyczajniej większa swoboda, a to moim zdaniem jest równie ważne, co karta graficzna czy pamięć RAM. W ekranie tego komputera dostrzegam jego największą zaletę. Jeżeli komuś nawet 27 cali nie wystarcza, to za sprawą dwóch złącz Thunderbolt z obsługą Mini DisplayPort można podłączyć zewnętrzne monitory. Z pewnością zostanie to docenione przez grupę profesjonalnych użytkowników. Tutaj właśnie chciałbym się na chwilę zatrzymać. Do kogo właściwie jest adresowany ten sprzęt? Trudno jest mi sobie wyobrazić, by wspomniani profesjonaliści wybrali iMaca zamiast Maca Pro. Analogicznie, wydaje mi się, że „zwykli” użytkownicy na domowy komputer prędzej wybiorą mniejszego iMaca, gdyż najzwyczajniej jest on bardziej praktyczny (zajmuje mniej miejsca), tańszy, niemal równie wydajny, a wielkość jego ekranu wcale nie jest za mała. iMac 27” jest wyjątkowy za sprawą swojego wspaniałego ekranu, ale myślę, że całkowicie wpasowuje się w wymagania mało którego użytkownika. Najlepiej sprawdzi się chyba jako domowe centrum multimedialne, jednak i tutaj nie jest idealny - 27 cali to trochę mało w porównaniu np. do dzisiejszych telewizorów, a w tandemie z telewizorem bez porównania lepiej sprawdzi się drobny Mac mini. Niewątpliwie znajdą się klienci, dla których ten iMac jest optymalnym rozwiązaniem, łącząc dużą powierzchnię wyświetlacza z imponującymi osiągami, ale w większości przypadków znajdą się rozsądniejsze alternatywy. Ja sam, mimo że bardzo polubiłem ten komputer, nie porzuciłbym dla niego 15-calowego MacBooka Pro.

Niemniej bez cienia wątpliwości, 27-calowy iMac to bardzo wydajny i z całą pewnością najbardziej stylowy komputer stacjonarny na rynku. Dla użytkowników nienawidzących nieporządku i kilku monitorów na swoim biurku, iMac jest nie z mała zbawieniem. Jest najbliższym uosobieniem koncepcji komputera jako „okna na świat”. Może zastąpić bardzo wiele urządzeń, ale jak to już jest w przypadku takich uniwersalnych rozwiązań, należy pogodzić się z kompromisami. Mogę bez zastanowienia polecić ten komputer i wierzę, że niemal każdy będzie z niego zadowolony. Najpierw jednak poradziłbym się zastanowić nad alternatywami, które mogą albo w mniejszym stopniu naruszyć nasz portfel, albo też po prostu lepiej spełniać zróżnicowane wymagania.

Dziękujemy firmie Apple za dostarczenie nam sprzętu do testów.